Pisałem o tym wszystkim wiele razy i - na tyle, na ile rzecz jest w ogóle do ogarnięcia w chaosie mojego bloga głównego - spróbuję podać odnośniki. Rzecz wciąż wydaje się jednak aktualna, spróbuję zwięźle zebrać to razem do kupy. W punktach.

 Czym państwo nie jest?

 1. Państwo nie jest "racjonalnym tworem ludzkiego umysłu, przeznaczonym do spełniania określonych, pożytecznych funkcji". Długo by o tym opowiadać, poszczególne elementy składające się na ten szkodliwy przesąd pojawią się zresztą poniżej - ale koronny dowód ma charakter ostensywny. Leży nam wszystkim przed oczami. Wystarczy go tylko pokazać. Otóż - państwa które znamy lub możemy znać z autopsji ani nie są racjonalne (a w żadnym razie racjonalnie się nie zachowują...), ani też, na ogół, jakichś szczególnie pożytecznych funkcji nie pełnią... Definicja Moi Drodzy, to nie jest program wyborczy, żeby miała nam opowiadać o tym, co być powinno, a nie jest! Aczkolwiek z lojalności zaznaczam, że Konfucjusz miał na ten temat inne zdanie... 

2. Państwa nie da się sprowadzić do roli "stróża nocnego". Znowu - nie dlatego, że państwo NIE POWINNO być jedynie "stróżem nocnym". Ależ owszem, idea ta nie jest mi wcale wstrętną i chętnie bym się pod nią podpisał, gdyby nie jeden szczegół. To po prostu w rzeczywistości dzieje się całkiem inaczej. Jak bardzo by nie był ograniczony w swoich uprawnieniach rząd w chwili jego ustanowienia (w taki, czy w inny sposób - o czym też niżej), z biegiem czasu jego uprawnienia zawsze rosną. Państwo jest z natury zachłanne - i doświadczenie uczy nas, że inne być nie może. Dlaczego tak się dzieje, to sobie u Cyryla Parkinsona przeczytajcie... 

3. Państwo nie jest skutkiem "umowy społecznej". Możecie, owszem, przywoływać przykład paktu z "Mayflower" - ale to zdecydowanie wyjątek od ogólnej reguły. No i gdzie niby, jak nie w kraju (jakoś tam, symbolicznie, bo przecież nie dosłownie...) w ten sposób "ustanowionym" za precedens konstytucyjny uważana jest... wojna secesyjna, która raz na zawsze rozstrzygnęła, że członkostwo w Unii jest nieodwołalne i nie da się z niej wystąpić, choćby i ktoś chciał..? Znacie inne przykłady "umów nierozwiązywalnych"...? Toż to kpiny, a nie umowa...(1) 

4. Państwo nie jest "Lewiatanem broniących ludzi przed ich własną agresją". Poniekąd, ta hobbesowska fantazja ma coś w sobie - o tyle przynajmniej, że państwo faktycznie przypomina jakąś apokaliptyczną bestię. Ale to, czy owa bestia faktycznie ludzi przed czymś broni - to już nie jest kwestia dyskusyjna. To oczywista nieprawda! Jeśli nawet państwo łapie złodziei i morderców, to robi to przy okazji, na marginesie swojej zasadniczej działalności i wcale NIE MUSI tego robić, aby wciąż funkcjonować - całkiem sprawnie.(2) A z całą pewnością (i tu rację mają libertarianie, co do których zdolności oceny rzeczywistości jestem jednak, ogólnie, sceptyczny...) państwo powoduje znacznie więcej zła, niż go zwalcza. Wystarczy podliczyć sobie z boczku, na kalkulatorku albo i w Excelu, wyrywkowo choćby wybrane liczby ofiar co bardziej znanych wojen (przecież, że wywołanych przez państwa, a nie przez państwa Kowalskich...) - i porównać to ze statystykami przestępstw... 

5. Państwo nie jest też jednakowoż efektem "spisku" jakiejś nielicznej mniejszości, czy zgoła jednostki, która w ten sposób, sprytnie manipulując tłumami, żyje sobie na ich koszt. Posłuszeństwo władzy jest na ogół dobrowolne, a potrzeba użycia nagiej siły lub oczywistej manipulacji - rzadka. Co poniektórzy blogerzy ekscytują się teraz upadkiem sąsiedniej Ukrainy. Podając nawet wyliczenia, z których wynika, że państwo, dziedziczące w 1991 roku nieproporcjonalnie wielką część potencjału militarnego upadłego supermocarstwa, w roku 2014 jest w stanie efektywnie wysłać w pole nie więcej niż 500 uzbrojonych ludzi w miarę posłusznych rozkazom. To rzeczywiście godne podziwu. Ale czyż nie jest JESZCZE BARDZIEJ zastanawiające jak tak słaba struktura mogła trwać TAK DŁUGO? Przecież, gdyby Janukowycz nie wszedł w zeszłym roku między "potężne szermierze", co to postanowiły zabawić się na jego podwórku - dalej by sobie szczęśliwie panował ze swojej nowobogackiej wilii nad Dnieprem...(3) Dawno pisałem, że gdyby nasz Sołtys zebrał drużynę straży pożarnej z Boskiej Woli - to najprawdopodobniej spokojnie przegoniłby rząd w Warszawie. Biorąc pod uwagę, że polskich "siłowników" wciąż nie należy cenić wiele wyżej od ukraińskich - aż strach, jak blisko byłem prawdy..! A wyście myśleli, że to retoryczna przesada jeno! Widać jednak z tego to właśnie, że posłuszeństwo jest NA OGÓŁ dobrowolne i bynajmniej nie trzeba się szczególnie trudzić, czy spiskować, aby je uzyskać... 

6. Libertarianie w odpowiedzi na powyższe na ogół zaperzają się i zaczynają opowiadać o "wielowiekowej manipulacji", o - jak to idzie? - "kulturze poddaństwa", czy jakoś tak... To nie jest całkiem od rzeczy! Przejdziemy zaraz do rozważań o tym, czym państwo w rzeczywistości jest - i nie da się ukryć, że jest państwo tworem kulturowym. Tyle tylko, że państwo nie jest WYŁĄCZNIE tworem kulturowym tak, jak to sobie libertarianie wyobrażają. Poznajemy to po tym, że... komunizm się nie udał! Gdyby państwo było TYLKO I WYŁĄCZNIE "wytworem określonej kultury" - to przecież nic nie stałoby na przeszkodzie we wdrażaniu dowolnych utopii, czyż nie? Kultura jest nieskończenie plastyczna. W tej chwili ruch pastafarian, czyli czcicieli "Latającego Potwora Spaghetti" to tylko kpina. Poczekajcie parę lat, a zobaczycie, jak potomkowie dzisiejszych kpiarzy wytyczają restauratorom procesy o obrazę uczuć religijnych... 

Czym państwo jest? 

1. Państwo ma właściwie tylko jedną "niezbywalną" funkcję. Służy mianowicie dystrybucji prestiżu. Jak kiedyś pisał Stanisław Michalkiewicz, "ognisko wodza płonie jaśniej". Przed królem zginają się kolana nawet zażartych republikanów. Prezydent - kurdupel w chwili złożenia przysięgi rośnie przynajmniej o kilka centymetrów. Prestiż, splendor, szacunek płyną w ten sposób z góry na dół po szczeblach hierarchii społecznej, spajając całe społeczeństwo w jedno. Upadek państwa następuje nie wtedy, gdy nie jest ono w stanie wyłapać złodziei i morderców (czy zgoła: zapewnić takich czy innych usług komunalnych...) - a wtedy i TYLKO WTEDY, gdy traci ono tę swoją "niezbywalną" funkcję. (4) Gdy ludzie lachę kładą na ordery, zaszczyty i awanse, a widok łopoczącej na wietrze flagi przypomina im tylko o tym, że wieje wiatr. Mamy w historii multum przykładów państw, które nie zapewniały swoim poddanym żadnego zgoła minimum "godnej i bezpiecznej" egzystencji - a mimo to trwały, rozwijały się i miały się dobrze. Wszystkie one budziły wśród swoich poddanych nabożny lęk i szacunek. I o to w tej zabawie chodzi... 

2. Państwo jest tedy zabawą - ale taką zabawą, od której nie sposób uciec (jakkolwiek, jest to oczywiście tylko tzw. "prawda statystyczna" - można bowiem uciec: na emigrację wewnętrzną - co od dawna czynię i zalecam...). Formy tej zabawy zmieniają się, nieraz skrajnie, w ciągu wieków. Ale sama "zabawa" - trwa. Mądre kobiety słusznie traktują politykę jako dziecinadę. Bo tym właśnie w istocie jest - wyrywaniem sobie "kawałków" prestiżu, gargantuicznie powiększoną przepychanką w piaskownicy, domeną wiecznych chłopców z przerośniętym ego. (5) 

3. Określenie państwa jako "zabawy" przybliża nas do pochwycenia tego, co jest w państwie "pozakulturowe". Pozakulturowe, czyli - biologiczne. Państwo jest formą w jakiej realizuje się instynkt zwierzęcia stadnego, jakim jest homo sapiens sapiens. Na takie dictum padają dwie odpowiedzi ze strony libertarian. Pierwsza, że człowiek nie mrówka, nie jest przez swoje instynkty w 100% zdeterminowany, może się przeciw nim zbuntować. Druga zaś - że przecież nie jest państwo JEDYNĄ formą w jakiej owe biologicznie zdeterminowane instynkty mogą być realizowane. 

4. Jak chodzi o "bunt przeciw naturze", to mam tę romantyczną koncepcję za stek bzdur. Ktoś, kto coś takiego proponuje po prostu bardzo mało wie - i np. postrzega "naturę" jak ów nieszczęsny Hobbes, jako "wojnę każdego z każdym". Albo wydaje mu się, że istnieje jakaś fundamentalna sprzeczność między "życiem w stanie natury", a "życiem cywilizowanym". Nowsze badania jednoznacznie dowodzą, że takiej sprzeczności po prostu nie ma. Klaruję to jak komu dobremu od lat. Z jednej strony - nie są wcale zachowania ludzkie, w tym zwłaszcza zachowania społeczne człowieka jakoś sprzeczne, czy choćby dramatycznie różne - w stosunku do zachowań innych zwierząt stadnych. Z drugiej zaś, na każdym kroku spotykamy się z czymś, co można by metaforycznie nazwać "chytrością natury": instytucje ludzkiego życia społecznego, z pozoru oderwane od jakiejkolwiek "naturalności", w rzeczy samej temu właśnie służą, aby naturze stało się za dość... W ogóle dychotomie w stylu"dobro" - "zło", "duch" - "ciało", "kultura" - "natura" - od Dyabła są, bo tylko zaciemniają obraz rzeczywistości! 

5. Natomiast oczywiście prawdą jest, że nie jest bynajmniej państwo jedyną możliwą formą, w jakiej potrafi się realizować ludzki instynkt stadny. Powstaje tylko pytanie - i to jest zarazem pierwsza HIPOTEZA jaką tu stawiam (do sprawdzenia: ale potrzeba by odrobiny badań zarówno źródłowych, jak i terenowych...) - czy formy alternatywne, jak: horda rodzinna, ród, plemię, kacykostwo - są w stanie funkcjonować w społecznościach liczebniejszych, niż, odpowiednio: kilkanaście - kilkadziesiąt - kilka tysięcy - kilkadziesiąt tysięcy osób..? Dobrze wiem, że takich badań nikt zapewne nie podejmie (byłyby, niezależnie od wyniku, niepoprawne politycznie...) - ale rzecz jest zaiste do sprawdzenia. Być może nawet eksperymentalnie. To by był prawdziwy dowód na słuszność - lub na niesłuszność - libertarianizmu... 

6. Na naszych oczach za to, obok wspomnianego już upadku sąsiedniej Ukrainy, rozgrywa się inny, gigantyczny eksperyment in vivo. Ja akurat należę do nielicznej mniejszości ludzi stosunkowo słabo obdarowanych instynktem stadnym. Nie zapalałem świeczek po śmierci Jana Pawła II. Ani po katastrofie smoleńskiej. Nie daje datków dla Owsiaka. W ogóle - mało mnie obchodzą nastroje innych ludzi, a duże natężenie zbiorowych emocji wyzwala we mnie niekontrolowaną agresję, a nie chęć współuczestnictwa. A mimo to, dźwięki Mazurka Dąbrowskiego sprawiają, że gdzieś tam, w ciemnym zakamarku duszy, robi się trochę wilgotno. Tylko troszeczkę - i właściwie to się tego nawet wstydzę. Ale to reakcja wręcz na poziomie komórkowym. Czysto cielesna. Nie potrafię się wobec niej zbuntować. NatomiastOda do radości nie wywołuje u mnie żadnych zgoła reakcji. A jak jest u Państwa? Robi się Wam wilgotno w duszy i w oczach przy utworze Beethovena (pewnie, że muzycznie należącym do zupełnie innej klasy, tu zgoda)? Jeśli tak, to Polska jest już trupem. Jeśli nie - to trupem w powiciu jest Jewrosojuz. I tylko dlatego - naprawdę, żadna ekonomia nie ma tu nic do rzeczy...

  

-----------------------------------------------------

(1) Właśnie dlatego małżeństwo to nie umowa, a sakrament...

(2) Jak to mawiają: nie kradnij - rząd nie znosi konkurencji!

(3) Starczyłoby przeciągać negocjacje z Jewrosojuzem. Cały błąd Janukowycza to że powiedział - albo dał się wmanewrować w sytuację, w której zmuszony był powiedzieć - jednoznaczne "nie". Czasem kunktatorstwo jest najlepszą metodą. Osobliwie, gdy jest się słabym, smacznym i w lesie...

(4) Co jest skądinąd przyczynkiem dla zrozumienia walki nowoczesnego gosudarstwa z tradycyjnymi Kościołami. Ludzie klękają przed biskupem..? Ależ to nie do zniesienia..!

(5) Owszem, takie dziewczynki też się trafiają. Ale rzadziej...